Tytuł: Błękitnokrwiści
Autor: Melissa de la Cruz
Wydawnictwo: Jaguar
Opis książki: Pośród najbardziej elitarnych rodzin Nowego Jorku ukrywa się grupa tych, których przodkowie przybyli na amerykańską ziemię wraz z pierwszymi osadnikami na pokładzie statku Mayflower. Utrzymujący swoje istnienie w tajemnicy są bogaci, mają ogromne wpływy i… nie są ludźmi. To Błękitnokrwiści, starożytna rodzina wampirów.
Schuyler Van Alen nie sądziła, że jest kimś więcej niż tylko normalną nastolatką. Bardziej normalną niż jej koleżanki. W doborowym towarzystwie dziewcząt z elitarnej prywatnej szkoły, Schuyler wyglądała jak brzydkie kaczątko, ale nie przeszkadzało jej to… Do dnia, w którym skończyła piętnaście lat. Żyły na przedramionach dziewczyny nabrzmiały, tworząc przerażającą mozaikę błękitów i fioletu. Pojawił się głód – potworne łaknienie, którego nie mógł zaspokoić ludzki posiłek. Schuyler zaczęła się zmieniać – w kogo? Wszystko splata się w czasie z tragiczną śmiercią jednej z uczennic Duchesne. Czy tragedia ma coś wspólnego z Schuyler? I dlaczego Jack Force, najprzystojniejszy i najbardziej pożądany chłopak w szkole nagle zaczął zwracać uwagę na ignorowaną dotąd koleżankę? Schuyler chce poznać sekret Błękitnokrwistych, ale prawda może ją wiele kosztować. Świat wampirów rządzi się własnymi prawami, a ten, kto ich nie przestrzega – ginie.
Książkę przeczytałam dokładnie przedwczoraj i sama nie wiem co o niej myśleć. Nie była znów taka zła, ale jakaś specjalnie dobra również nie. A może to ja mam ostatnio za duże wymagania? No więc, pierwsze co mi się skojarzyło po kilku rozdziałach, że jest to kolejna książka 'Plotkara'. Bogate dzieciaki, Nowy Jork, Upper East Side, wspaniała szkoła i ciuchu od projektantów, których imienia nawet nie mogłam zapamiętać, w każdym bądź razie cena ma kilka zer. I przez te kilka rozdziałów się zastanawiałam, gdzie do cholery jest tu choć trochę fantastyki? Ale mniejsza o to. Kolejna rzecz, która sprawiła, że miałam ochotę zamknąć książkę i zrezygnować z dowiedzenia się co jest tam takiego fantastycznego i gdzie się podziały te wszystkie wampiry, to to że główna bohaterka jest biedna, wśród bogatych, a najbogatszy i najpopularniejszy chłopak w szkole uśmiechnął się do niej. OMG, po prostu zaczęłam skakać ze szczęścia. Tak, ale pomijając to wrócę do głównego tematu tegoż postu. Główna bohaterka spodobała mi się, nie powiem. Pośród gromady pustych, niczym niewyróżniających się, zadzierających nosa i złośliwych uczniów nie dała się, a w dodatku znalazła sobie dwóch przyjaciół. Nie pozwoliła, aby banda rozpuszczonych dzieciaków zmieniła ją. I za to autorka ma u mnie plusa. Gdy tak czytałam i zachwycałam się postaciami, które wyróżniają się jak czerwone punkciki na czarnym niebie zauważyłam rozwijającą się akcję, powoli, ale jednak się rozwijała. I nawet zauważyłam moje wampiry, na które tak czekałam! Przyznam, że pomysł był dobry, bardzo oryginalny i głównie dzięki temu trochę, ale tylko troszeczkę, wybaczyłam autorce całą tą Manhattańską szopkę. Niemniej, jest akcja, tajemnice, fabuła, która się składa w jedną ciekawą całość i są oczywiście wampiry jedyne i niepowtarzalne.
Tak więc, książkę mogę ocenić jako dobrą, nic więcej, chociaż sama nie wiem, czy to czasami nie za wysoka ocena, aczkolwiek i tak sięgnęłam po następną część, niech stracę. ;)
Próbowałam ją czytać w mbooku, ale książka nie bardzo mi się podobała...
OdpowiedzUsuńNormalnie opis tej książki by mnie nie zachęcił, ale Twoja recenzja intryguje i może zapoznam się z tą pozycją :).
OdpowiedzUsuńJa na razie odpuszczę sobie tą serię. Jest dużo ciekawszych lektur :D
OdpowiedzUsuń